środa, 2 kwietnia 2008

Pragmatyzm vs. odczucia

Stracha mam. Boje się, żeby mi w pracy nie dali za dużo kasy. Brzmi to może nieco dziwnie ale już tłumaczę o co chodzi.

Paręnaście dni temu zgłosiła się do mnie head hunterka z propozycją pracy. Na rozmowie, na którą poszedłem, oferta mi się spodobała i to bardzo. Na tyle, że złożyłem papiery w obecnej firmie i jestem zdecydowany przejść. Boje się tylko jednego, że na odchodne usłyszę od mojego przełożonego propozycję nie do odrzucenia w ramach tzw. 'zatrzymywania pracownika'. Już teraz zapowiedział, że będzie o mnie walczył i obecnie załatwia z kadrami szczegóły i wysokość potencjalnej podwyżki.
Niestety istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że dostanę ofertę większą niż w przyszłej 'potencjalnej' pracy. Wtedy też względy pragmatyczne będą niejako obligowały mnie do pozostania tutaj i nie przechodzenia tam.
Niestety jest to prawdopodobne, z tym że oprócz względów pragmatycznych istnieją także te inne czynniki, które sprawiają, że po prostu chciałbym usłyszeć mniej i rozstać się z obecnym pracodawcą.
Nie mówię tu o atmosferze w dziale, bo ta jest super i mój przełożony to naprawdę równy chłop. Pracuję w dużej międzynarodowej korporacji i sama instytucja jako taka mnie po prostu rozwala. Bezwład tej instytucji, próby jakichkolwiek zmian, które ciągną się w nieskończoność, absurdalność poleceń przełożonych wyższego szczebla, wieczny brak czasu i wszechogarniający stres. Ja wiem, że tak pewnie jest w każdej instytucji ale naprawdę już tak dla czystego zdrowia psychicznego mam ogromną chęć zmiany środowiska.

Nowa potencjalna firma, ogólnie jest nową instytucją na rynku i zdecydowanie bardziej polską niż moja obecna. Zakładam, że użeranie się z dostawcami w języku polskim, jest prostsze niż użeranie się w języku angielskim, zważywszy zwłaszcza na mój mizerny poziom języków obcych:). Opis stanowiska jaki uzyskałem na rozmowie, sprawia wrażenie, że firma ta nie jest jeszcze 'skażona' absurdalnymi procesami godnymi Dilberta.
No tylko że zawsze istnieje (niestety też niezerowe) prawdopodobieństwo, że projekt upadnie i firma się rozleci a wtedy zostaję bez pracy.

Teoretycznie najlepiej byłoby po usłyszeniu propozycji przez obecnego pracodawcę wrócić do przyszłego z tą informacją i rozpocząć swego rodzaju licytację o mnie. Tylko, że ja tak nie umiem, a poza tym, firma która zwycięży ma wtedy 'prawo' wypominać mi tą podwyżkę i zasłaniać się nią przy kolejnych żądaniach kierowanych w kierunku mojej osoby.

Załóżmy jednak scenariusz pragmatyczny, czyli obecny pracodawca daje mi więcej, ja to przyjmuję i zostaję w tym bagienku, które znam. Nic się nie zmienia, dalej robię to co robię, dalej wiem jaką mam możliwość rozwoju (czyli żadną), dalej wiem, że mam milion rzeczy do zrobienia i wieczne pretensje, że się z czymś tam nie wyrabiam :). Ewentualnie jedna rzecz się zmieni jeśli przyjmę większą kasę i zostanę w firmie. Stanę się 'tym niepewnym' pracownikiem skłonnym zawsze na odejście. A ja jestem 'pewnym' pracownikiem i cenię sobie ten spokój i wzajemne zaufanie między mną a przełożonym.

Naprawdę chciałbym odejść i spróbować w innej firmie boję się jednak tej pragmatyczności, która będzie mi kołatać w głowie, że źle robię.

Na koniec jeszcze jeden argument za odejściem. Jakieś 2 tygodnie temu, jak miałem silne ciśnienie w pracy i ileś tam problemów się skumulowało poczułem taki dziwny ucisk w klatce, aż musiałem usiąść na krześle. Ja wiem że jestem hipochondrykiem ale cholera wystraszyłem się. Może lepiej spróbować gdzie indziej a nuż będzie spokojniej? (Tutaj wiem jak jest i jak będzie).

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nigdy się nie dowiesz jak nie spróbujesz. Przerabiałam z moim mężem. Dziś nie żałuje, ale po pierwszych dniach miał duuuuże wątpliwości.