poniedziałek, 24 stycznia 2011

Kolega

Znajomy się do mnie dziś odezwał. Jeszcze pół roku temu nazwałbym go przyjacielem a przynajmniej bardzo dobrym kolegą.
Dziś nazywam go znajomym i nie wiem jak zareagować na te dwa SMSy od niego.

Poznaliśmy się już jakiś czas temu w pracy. Dość szybko znalazłem z nim wspólny język, mówiąc potocznie nadawaliśmy na tych samych falach co nie oznacza, że we wszystkim się zgadzaliśmy. Prywatnie też znajdowaliśmy wspólny język, chociaż także nie wszystkie jego poglądy podzielałem i vice versa.
Ale układało się nam całkiem fajnie, rozmawiało również przyjemnie, odwiedziny, zaproszenie na ślub itp. Ogólnie przyjemna znajomość, tak zwana rokująca.
No właśnie "rokująca" to dobre słowo bo trwała mniej więcej rok. Po jakimś czasie znajomy stracił pracę (na własne moim zdaniem życzenie), ja się przeniosłem do innej i zawodowo nam się ścieżki rozeszły, ale prywatnie nadal utrzymywaliśmy kontakty. Jeszcze trochę później, mój brat szukał kogoś do pracy, ja ich sparowałem ich i umówiłem na rozmowę gdzie przypadli sobie do gustu i tak oto znajomy rozpoczął pracę u mojego brata.
Początkowo wszyscy byli wręcz niebotycznie zadowoleni. Znajomy z pracy, brat z pracownika a ja się cieszyłem, że mogłem pomóc i jednemu i drugiemu.

Nie wiem kiedy, ale coś w pewnym momencie zaczęło się między nimi psuć. Do końca szczegółów nie znam ale kilka "odłamków" tej wymiany ognia trafiło również i do mnie na moją skrzynkę pocztową. Generalnie chyba poszło o brak entuzjazmu i chęci ze strony mojego znajomego w przyjęciu kolejnego zadania do realizacji, zleconego mu przez mojego brata. Coś tam nie pasowało chyba znajomemu, jakieś pretensje o sposób zatrudnienia, stanowisko, sposób przekazywania informacji w firmie etc. Z drugiej strony brat też coś zagrywał nieładnie i proponował jakieś dziwne rzeczy itp.
Zakładam, że ogólnie problem tego konfliktu leżał gdzieś po środku i każdy z nich jest po trochu winny. Nie obchodzi mnie kto bardziej. Ostatecznie rozstali się w dość nieprzyjemny sposób co mając na uwadze upór i głupotę jednego i drugiego nie dziwi.

Dziś otrzymałem od znajomego SMSa z zapytaniem "czy już mi przeszło?"
I to chyba było najgorsze z możliwych początków rozmowy jakie znajomy mógł wybrać. Co niby miało mi przejść i czy ja mam się czuć jakoś winny całej tej sytuacji? Czy to, że się nie odzywamy do siebie jest wynikiem czegoś co ma mi przejść i to moja wina, że się nie odzywamy do siebie? Do tej pory wydawało mi się, że nasze milczenie i rozjechanie dróg życiowych spowodowane jest tym jak potraktował na koniec współpracy mojego brata i jak go oszukał (zresztą, po prawdzie drugi też nie lepszy. Znam charakter brata i wiem co potrafi).

Drugi SMS jaki dostałem po braku reakcji na pierwszy brzmi: "Widzę, że jednak nie :). W każdym razie chciałbym Cię przeprosić, że postawiłem Cie w takiej sytuacji. Pomimo układu nie powinienem Cię w ten konflikt angażować i jeszcze raz dziękuję za pomoc."
No i co mam o tym sądzić? Próba wyciągnięcia ręki na zgodę? Po co ten uśmieszek w SMSie, czy w tej sytuacji jest coś zabawnego? Pisze, że chciałby mnie przeprosić, ale w sumie nie przeprasza tylko chce.
Z drugiej strony jakiś ruch z jego strony jest. Może nieudolny ale zawsze. Jakby nie było drugą szansę człowiekowi powinno się dać, tylko nawet jak ją dam to co dalej. Mamy iść na piwo i nie rozmawiać o temacie? Jak nie załatwimy tego tematu to nie będzie mowy o koleżeństwie, przyjaźni etc. Co najwyżej będziemy się spotykać na piwie i niezręcznie czuć w swoim towarzystwie unikając tego tematu.

Kurde co mam robić? Odciąć się czy spróbować to jakoś rozwikłać i również wyciągnąć dłoń na zgodę?

Na razie skłaniam się do tego żeby mu odpisać, żeby wyjaśnił najpierw sprawę z moim bratem i nawet jeśli się z nim nie pogodził to przynajmniej rozstał po ludzku. Jak z nim temat załatwi to powinniśmy my siąść i omówić ten temat sam na sam wyjaśniając sobie wszystko i bez owijania w bawełnę. Bez prób przekonania mnie do swoich racji. Bez przeciągania na którąś stronę. Po prostu pogadać jak było i posypać nieco głowę popiołem jeśli wina leży gdzieś po środku, a jestem więcej niż pewien, ze tak właśnie było.

Jutro pogadam o tym ze Słońcem ono zawsze ma dobre pomysły i wie co poradzić. Kurcze jaką fajną żonę mam :). Kochana jest :).

wtorek, 11 stycznia 2011

Taeksty P.

Piter jest przekochany i przezabawny się robi :).
Uwielbiam jego teksty zwłaszcza jak powie coś całkowicie nowego czego nie usłyszał ode mnie ani od Słońca tylko przyniósł skądśtam albo sam sobie wymyślił. Śmiesznie też odmienia różne rzeczy i to jest całkowicie przeurocze.

Najlepiej podoba mi się jak zrobi coś źle, upadnie mu kubek, sam upadnie bo się potknie i uśmiechnięty leci z tekstem "to taka fajna ziabawa była". Albo podarliśmy sobie na łóżku gazetę i udajemy, że to śnieg. Słońce mówi do niego, żeby zrobił orła na co Piter macha rękami i nogami po czym mówi, że już jest "oreł". Słońce z uznaniem że rzeczywiście piękny orzeł na co Piter rozrzucił 'śnieg' mówiąc "już nie ma orza".
Ok teoretycznie trochę nie podoba nam się jak mówi "tuwda mać" i nie muszę tłumaczyć co to znaczy ale z drugiej strony to też śmiesznie brzmi. Oczywiście mówimy delikatnie, ze tak nie można mówić, żeby się nie przyzwyczajał a jak chce to niech mówi "motyla noga" na co przeważnie odpowiada "motyl bez nogi".

P. nauczył się też ostatnio żegnać. Najpierw robi tradycyjny polski gest dłonią w szyję i mówi "ducha" następnie ręką z drugiej strony szyi "śentedo" i klaszcze mówiąc "amen".

Chyba trzeba filmy zacząć robić i umieszczać bo to jak śpiewa "hej kolęda. kolęda" to opisać nie umiem ale generalnie boki ze Słońcem zrywamy :).

środa, 5 stycznia 2011

Monsanto

Powiedzcie mi na jakim świecie my żyjemy. Już tak wszystko ludzie sa sklonni zrobić innym dla mamony?

http://www.youtube.com/watch?v=ePhDyDbbO-M&feature=related

niedziela, 2 stycznia 2011

Cim iziafasita?

Dziś, była moja kolej przy usypianiu małego. Odkąd zaczął nam się godzinę kotłować zanim uśnie robimy to z żoną naprzemiennie.

Lubię małego usypiać chociaż dziś było ciężko bo mi się bardziej chciało spać niż jemu. Ostatecznie poległem i tylko leżałem obok nie będąc w stanie wymyślić żadnej sensownej bajki o ciuchciach bo takie było "zamówienie" Pitera. Ja drzemałem, a mały się wiercił, kombinował i coś tam sam do siebie mówił.
W pewnym momencie się zatrzymał i przez chwilę zastanowił po czym zapytał: "Cim iziafasita?". Początkowo zignorowałem pytanie mając nadzieję, że sam sobie odpowie lub zapomni ale mały nie zna kompromisów i zaraz zaczął zadawać pytanie konkretnie mi. "Tata, cim iziafasita?".
Nieco zgłupiałem bo nic mi do głowy nie przychodziło, fakt, że nieco rozespany byłem ale przez pierwsze chwile miałem zero skojarzeń. Mały nie dawał za wygraną zadając coraz głośniej to samo pytanie "cim iziafasita, Cim Iziafasita, CIM IZIAFASITA?". Olśniło mnie jak sobie przerobiłem pytanie i standardowo zamieniłem "t" na "k", którego P. jeszcze nie wymawia.

Cim iziafasika?

i wszystko jasne. Na wszelki wypadek dopytałem jeszcze dla pewności czy chodzi o to "czym żyrafa sika?" i jak mały potwierdził odpowiedziałem, że żyrafy sikają siusiakami.
Mały nie przyjął odpowiedzi, powiedział tylko że nie, bo iziafy mają dziurki i sikają dziurkami.
No i powiedzcie po co pytał skoro znał odpowiedź?

sobota, 1 stycznia 2011

Food inc.

http://www.youtube.com/watch?v=EyQ4b7fkR1w&feature=related

Wrrr. koniec z hamburgerami.

Postanowienia zeszłoroczne

Nowy Rok, czas podsumowań. Miałem trzy główne postanowienia zeszłoroczne.

Postanowienie 1.
Tak jak obiecałem przestać brać zlecenia na strony i portale dla innych. W tym roku dokańczam swoje i zobaczam co z tego wyniknie.

Udało mi się połowicznie. Z dwóch swoich pomysłów na portal zrealizowałem trzeci inny a zlecenia przestałem brać tak w okolicach września. Zobaczymy co wyniknie w przyszłym roku bo na razie jestem w miarę czysty i nie biorę rzeczy dla innych.


Postanowienie 2.

Pójść na siłownie i utrzymać to chodzenie.

Tutaj kompletna klapa. Nie udało mi się pójść na siłownię ani tym bardziej utrzymać chodzenia. Co najwyżej mogę powiedzieć, że konsekwentnie utrzymałem niechodzenie na siłownię czyli mam słaba silną wolę ale jestem konsekwentny.
W przyszłym roku trzeba będzie to nieco zmodyfikować. Od siłowni odstręcza mnie jeszcze konieczność dźwigania ciężarów, co niestety u mnie zawsze się kończy bólem krzyża. Chyba zmienię siłownię na basen i zostawię postanowienie


Postanowienie 3.

Nauczyć się jeździć i kupić samochód.

Tutaj na szczęście pełen sukces, to znaczy nie jestem jeszcze królem szos, staram się jeździć w miarę bezpiecznie, inni kierowcy już na mnie nie trąbią zbyt często. Teraz jednak jak już kupiłem samochód będę musiał zamienić to postanowienie chyba na nauczyć się naprawiać samochód bo niestety rzęch się cały czas psuje.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Kino

Poszliśmy sobie ostatnio z Piterem do kina na bajki.
To był drugi raz jak nasz synek poszedł do kina. Oczywiście podnieta odpowiednia była, wcześniej umiejętnie przez tydzień budowaliśmy ze Słońcem napięcie przypominając jak to będzie fajnie iść w sobotę do kina. P był radosny i przeszczęśliwy wchodząc z mamą na salę. Ja zostałem z książką w kawiarni.
Po godzinie zacząłem się już niespokojnie rozglądać, tym bardziej, że inne dzieci już powychodziły a Piterka nadal nie ma. Nagle jest, słyszę jak zza zakrętu dochodzi coraz głośniejszy płacz i uspokajający ton Słońca tłumaczący synkowi, że bajka już się skończyła i już nie ma następnej.

No cóż, nasze dziecko uwielbi bajki, może dlatego, że mu je reglamentujemy i nie puszczamy non-stop. I tak w jego słowniku:
  • Ticik = Krecik
  • Bininici = Bob budowniczy
  • Heloł = Lippy and Messy
  • Śinta pepa = Świnka Pepa.
A jak wracaliśmy to w tramwaju coś się zaczął wygłupiać. Po wyjściu, Słońce mówi do niego, że chyba jest z innej planety, na co Piter z pełna powagą że on jest z tramwaju :). Uwielbiam tą jego logikę myślenia :)

A tu nam P. ustawił ładnie szampony w rządku.