niedziela, 27 lipca 2008

Stres, stres, stres...

Dawno tu nie zaglądałem. Jako usprawiedliwienie powiem, że ogólnie mało mamy czasu na cokolwiek poza Piotrusiem.
Nasz synek rośnie jak na drożdżach, a raczej powinienem powiedzieć jak na mleku matki. Co prawda Słońce na początku bało się, że mleka będzie mało ale jak po ostatnim razie odciągnęła 110 ml z jednej piersi jednocześnie karmiąc synka z drugiej to chyba się psychicznie uspokoiła. Przynajmniej jeśli chodzi o ilość mleka dla Piotrusia.
Jak była w szpitalu, aha bo nie napisałem, Piotruś zaliczył kolejny szpital i kolejne dwa dni poza domem. Na szczęście obyło się głownie na strachu, głownie dla rodziców, bo na twarzy Pitera nie widziałem jakiegoś większego niepokoju. Może dlatego, że tym razem Słońce mogło zostać z synkiem na noc no i pewnie synek dzięki temu czuł się bezpiecznie. Przez dwa dni żona moja kochana wraz z synkiem mieszkała w szpitalu a ja martwiłem się w domu (nocami bo w ciągu dnia po pracy martwiłem się w szpitalu). Piotrusia dokładnie przebadali i na szczęście okazało się, że ta bakteria co to nam wychodziła w posiewie moczu w szpitalu już się nie pojawiła. Teraz leczymy ją tylko z kupy, żeby i tam jej nie było.

Jedna rzecz jaka mi utknęła w głowie i jaką będę pamiętał to moment kiedy pielęgniarka wbijała Piotrusiowi wenflon w rękę.
Ogólnie wbijanie igieł w moje ręce nie przeraża mnie. Może nie jest to szczyt przyjemności ale jak mi krew pobierają to lubię sobie popatrzeć bo mnie to w jakiś sposób ciekawi jak to ta moja krew wygląda. Tym razem nie wbijali mi tylko Piotrusiowi i zastanawiam się dlaczego jak to widziałem to mnie bolało. I to tak naprawdę czułem jakby to mi pielęgniarka tą igłę wbijała w rękę. Piotruś wrzeszczał a mnie bolało, i Jego pewnie też bo w końcu łapinka taka mała a igła taka wielka (tak ze 4 centymetry miała)
Trzeba przyznać, że P. darł się w niebogłosy tym bardziej, że za pierwszym razem nie wyszło i trzeba było powtórzyć wkłuwanie. Rączka wielkości 5 złotych i ta 4 centymetrowa igła... jeszcze mnie ciarki przechodzą jak sobie to przypomnę.
Na całe szczęście jest już po. Słońce i Piter sa już w domu, nasz stan mebli powiększył się o leżak (sztuk jeden), który kupiłem Słońcu do wygodniejszego siedzenia w szpitalu.

Leżak niech sobie będzie, przyda się na lato (lata) a ty synku kochany nie strasz juz rodziców jakimiś szpitalami, i tak są znerwicowani :)


Na koniec zobaczcie jak nam się powiększa z dnia na dzień stopa życiowa :)




KKDK
Sheryll - tak trzymaj. Urzędników na raz się wszystkich nie wymieni ale dobrym przykładem powoli nastąpią zmiany i wierzę, że jeszcze kiedyś z przyjemnością pójdę do urzędu. (może nawet trafię na Ciebie a i tak nie bedziemy wiedzieć, że ja to ja a ty to ty :)

Małgosia - No to życzę siostrze lekkiego porodu i najważniejsze, żeby dziecko zdrowe było.

InnaM - albo Ty :)

Ciernista - staram się. Ostatnio jednak musialem poprosić Słońce, żeby mnie w nocy z łóżka nogą wypychała bo, wstyd się przyznać, ale płacz synka mnie nie budzi tak szybko jak powinien. Przyzwyczaiłem się jakos czy co. W każdym bądź razie jedno jest pewne, do kolana pod żebrami na pewno się nie przyzwyczaje i będę się szybko budził. Słońce ma prawo do wbijania mi kolana pod żebro w nocy. (Ciekawe ile kobiet o tym marzy :)

sobota, 12 lipca 2008

Nauki

Piotruś jest dla mnie najlepszym i jednocześnie najbardziej wymagającym nauczycielem jakiego miałem w życiu.

Nauki Piotrusia (i zapewne każdego innego dzieciaczka)

Po pierwsze, najważniejsze, jeśli musisz coś zrobić przy dziecku (cokolwiek), zawsze miej przygotowane w zasięgu ręki wszystkie rzeczy jakich możesz potrzebować do wykonania czynności. Zanim rzucisz się do zmiany pieluchy, karmienia, zmiany ubranka itp. przemyśl czy wszystko jest i czy niczego nie brakuje. Najlepiej jakbyś miał/miała pod ręką wszystkie potrzebne rzeczy w ilości kilku sztuk.
Przykład: Zmiana pieluchy może być miłym przeżyciem dla rodzica i dziecka, może też zakończyć się katastrofą w postaci obesranych trzech pampersów z rzędu (zaraz po założeniu pampersa, a jeszcze przed naciągnięciem śpiochów), zabrudzonego i zamoczonego przewijaka, zabrudzonych dwóch pieluch i zabrudzonych kupą kapci taty (kupa była rzadka i po podniesieniu nóg poleciała taką fontanną na kapcie).

Po drugie, jeśli już musisz improwizować rób to z głową i na spokojnie. Wiem że płacz dziecka nie nastraja do opanowania i spokojnego myślenia ale miej na uwadze, że 15 sekund dłużej płaczu nie zaszkodzi dziecku.
Przykład: Można odkazić butelkę w bezpieczny sposób, można też w panice (żeby było szybciej bo dziecko płacze) próbować wyjąć butelkę z wrzątku gołymi palcami. Jeśli już do tego dojdzie dobra rada, przed włożeniem palców do wrzącej wody podmuchaj na nie przez chwilę. Zwłaszcza jeśli za pierwszym razem butelka Ci się wymsknie i trzeba będzie wkładać palce jeszcze raz.

Po trzecie, znajdź jedną osobę, która Ci będzie doradzać i słuchaj tylko i wyłącznie tej osoby. Nie wolno Ci słuchać podpowiedzi wielu osób bo:
  1. Każdy ma swoją teorię na najlepsze wychowywanie dzieci.
  2. Każdy uważa, że wie lepiej
  3. Tobie robi się jedynie mętlik w głowie
  4. Dziecku robi się mętlik bo co chwilę ma zmiany (raz jest głaskane, raz podrzucane, raz karmione, raz bujane, raz dostaje smoczek, innym razem smoczek mu się zabiera i nie podaje przyczyny). Dziecko tego nie rozumie, a że jeszcze nie umie powiedzieć "kochani rodzice nie rozumiem o co Wam chodzi?", dlatego płacze. A rodzice nie wiedząc dlaczego dziecko płacze (raz głaskają, raz podrzucają, raz karmią...)
  5. Ty się stresujesz i dochodzisz do wniosku, że wszystko robisz źle.

Po czwarte, tato pomagaj mamie jak umiesz. W nocy możesz wstać i przewinąć, a mama nakarmi, a nie wszystko na głowie mamy a Ty sobie smacznie śpisz. To nieuczciwe wobec niej. Jestem Waszym dzieckiem i musicie się wspólnie wspierać żeby mnie wychować. Psychicznie (kiedy jednemu jest ciężko) i fizycznie (kiedy trzeba wstać w nocy i wymienić pieluchę).


KKDK

Sheryll, InnaM - Zastanawiam się czy jak bym sam pracował w urzędzie to też bym się taki stał jak typowy urzędnik i miał wszystko w nosie :). Teraz mnie wszystko w urzedach wpienia a zwłaszcza obsługa petenta. Z tym, że dla tych ludzi to właśnie taki "tumiwisizm" jest normą.
Czyli albo ja jestem nienormalny (bo mnie to drażni), albo Ci ludzie są nienormalni, albo żyjemy w dwoch roznych swiatach.

czwartek, 3 lipca 2008

Becikowe

Jak ja nie znoszę urzędów.
Ja nie wiem czy to moja wina, czy może w urzędach mają moje zdjęcie i jak widzą, że przychodzę to z miejsca przygotowują dla mnie specjalny zestaw kłód pod nogi.

Próbowałem Becikowe załatwić dla synka. Jakby nie było 1000 złotych za niewiele pracy. Jeszcze w urzędzie gdzie odbierałem akty urodzenia poinformowano mnie, że becikowe załatwię na ulicy Przemyskiej 11. Wierząc, że wszystko sie łatwo i szybko uda załatwić poszedłem na wyżej wymienioną, zaopatrzony w dowody swój i Słońca, akt urodzenia Piotrusia żeby nie było, ze brakuje mi jakiś dokumentów. Po dojściu na miejsce stwierdzam, że Przemyska 11 jest zwykłą kamienicą mieszkalną na starej Ochocie.
W zasadzie to nie wiem czego mam szukać więc idę na około kamienicy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Po drugiej stronie, ostatecznie, znajduję wejście do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Trochę się zdziwiłem bo raczej ośrodek pomocy społecznej nie kojarzył mi się do tej pory z becikowymi, no ale to w sumie pierwsze becikowe w moim życiu tak więc ogólnie mam małe pojęcie o tym co mnie może spotkać.

Po wejściu miła pani z miłym usmiechem informuje mnie, że się spóźniłem bo oni już nie przyjmuja wniosków a urząd do spraw becikowego zostal przeniesiony na Powstańców Wielkopolskich 1. Miła Pani dodatkowo z miłym usmiechem informuje mnie, że wszelkie informacje były już rozesłane (niestety nie spytałem gdzie były rozesłane) i na dowód tego pokazała mi świstek z wydrukiem komputerowym świadczacym niezbicie że faktycznie przenosiny sie odbyły.


Miła Pani pomogła mi jeszcze wypełnić formularz i życzy powodzenia w załatwianiu becikowego. Ja, uzbrojony w świstek z komputerowym wydrukiem, idę na Powstańcow Wielkopolskich 1. Dokładniej mówiąc nie idę a człapię, bo żar niemiłosierny się leje z nieba, a moje betonowe miasto jeszcze tylko to gorąco potęguje. Ogólnie jestem malo tolerancyjny jeśli chodzi o upały i najchetniej zostałbym w domu z jakimś zimnym napojem w ręku no ale czego się nie robi dla becikowego.
Po dojsciu na miejsce pełna konsternacja, a w zasadzie panika, bo zbliża się 16 co oznacza, że zapewne urzędniczki już w blokach startowych czekają na sygnał do wyjścia. Czasu coraz mniej a ja miotam się po Powstańców Wielkopolskich i szukam tej cholernej jedynki. Wkurzam się na upał, na to że czasu mało, nawet na tych powstańcow sie wkurzam chociaż wiem, że Oni tu najmniej winni. Po jakiś 15 minutach biegania znajduję wreszcie posesję numer 1 na ulicy Powstańców Wielkopolskich.

I tu mi szczęka opadła. Urząd do jakiego zostałem skierowany okazał się... garażem. Specjalnie wrócilem następnego dnia z aparatem bo byście mi nie uwierzyli jakbym to tylko opisał.
To jest właśnie Polska. Pani w urzedzie kieruje petentów do garażu, na dodatek wydrukowuje sobie na drukarce dokładny adres, tak żeby móc go petentom dawać i żeby petenci się broń boże nie zgubili i żeby trafili dokładnie do tego właśnie garażu. W betonowym mieście becikowe rozdaje się w garażu :).
No nic dzwonię pod numer telefonu z karteczki, na wszelki wypadek przystawiając ucho do drzwi garażu bo a nuż faktycznie jest tam urzad i w garażu tym siedzą jacyś urzędnicy. Telefon zajęty (norma) za drugim razem też, udaje mi się połaczyć dopiero za trzecim razem.
Pytam się kolejnej milej pani gdzie mieści się ich siedziba i gdzie jest Powstańców Wielkopolskich 1 bo może to mi się coś pokiełbasiło, albo ktoś poprzestawiał złośliwie tabliczki z numeracją. (Może jakis złośliwy Powstaniec Wielkopolski).
Miła Pani mówi, że nie wie gdzie jest Powstańców Wielkopolskich 1, ale za to wie gdzie jest Powstańców Wielkopolskich 17 czyli tam gdzie znajduje się urząd, ale w zasadzie to i tak nie mam po co przychodzić bo urzad jest dzisiaj nieczynny bo nie mają jeszcze pieczątek ze starej siedziby...

Tak więc Piotrusiu przegrałeś pierwszą walkę z Polską biurokracją i nie masz jeszcze becikowego. Dla Twojego dobra radzę Ci zacząć się przyzwyczajać do tej rzeczywistości i nie musisz się starać jej zrozumieć. W zasadzie to nawet nie zalecam podejmowania prób zrozumienia polskiej urzedniczej rzeczywistości.

W przyszłym tygodniu runda druga, może uda nam się w końcu zdobyć dla Ciebie ten 1000 złotych :)


A Piotruś ma to w nosie:). Na razie większym problemem od braku becikowego jest codzienna kąpiel a zwłaszcza wycieranie już po kapieli. Powiem wam, że dzięki takiej syrenie jaką Piter daje po wyjęciu z wanienki, ciarki przechodzą mi po całym ciele. Po prostu wrzeszczy ile fabryka dała.



KKDK

Sheryll - ja też rozumiem tą determinację. Nie zmienia to faktu że po prostu Słońce moje podziwiam za siłę jaką się wykazała.

InnaM, Cisza, Kasia - Dzięki serdeczne za rzyczenia i trzymanie kciuków :)