niedziela, 8 marca 2009

Pierwsza choroba :(

Ech, no i doczekaliśmy się pierwszej choroby szkraba.

Nie dość że mu idą cztery zęby na raz to dostał kaszlu i kataru. Na całe szczęście nie ma gorączki, ale i tak widać że jest nieszczęśliwy. Dziś wieczorem po 30 minutach ryku w łóżeczku w końcu się poddaliśmy i daliśmy mu smoczka. Wieczorem P. nigdy nie dostawał smoka i przeważnie zasypiał sam. To znaczy, żeby być już w stu procentach zgodnym z prawdą to zasypiał sam do momentu kiedy się nie nauczył stawać przy szczebelkach. Od kiedy pojął jak to się robi zostawianie Go samego zawsze kończyło się tak samo, to znaczy płacz, a kiedy wchodziliśmy do pokoju, banan na buzi od ucha do ucha i nasz szkrab stojący chwiejnie przy szczebelkach.
Niestety czasy zostawiania P. samego na zaśnięcie bezpowrotnie minęły i teraz zostajemy przy nim aż nie uśnie, co przeważnie długo nie trwa bo mały przyzwyczajony jest do rytuału wieczornego (kąpanie, jedzenie, buzi w policzek, spanie).

Z wyjątkiem, jak pisałem, dziś, gdzie przez trzydzieści minut darł się wniebogłosy a my nie wiedzieliśmy co zrobić, żeby mu ulżyć i żeby poszedł spać. W końcu Słońce dało mu smoczka, sekundę później mały zamknął oczy i obrócił się na boczek, później dwie minuty kręcenia się, ostatecznie wyplucie smoczka i spanie. Cały proces zajął małemu dwie minuty i jedną sekundę.
Mam nadzieję, że ten smoczek to był tylko teraz awaryjnie z racji zębów i choroby i jutro nie będzie powtórki z rozrywki.

Wracając do choroby to i tak najlepsza to była wizyta w przychodni z małym. Na początku Słońce poszło jeszcze do łazienki, a ja czekałem pod gabinetem (jednym z dwóch, w których przyjmowali pediatrzy). Po chwili z jednego z gabinetów wyszła lekarka na oko 100 lat. Nie zrażony wiekiem, mówię jej że czekamy z P. na mamę i za chwilę do niej wejdziemy. Babka popatrzyła na mnie przez chwilę a ja zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem powiedzieć tego głośniej, tak żeby babinka usłyszała. Po dość długiej chwili lekarka mówi, że lepiej, żebym teraz do niej nie wchodził bo miała półpaśca przed chwilą i naświetla gabinet.
Po chwili Słońce wróciło i mówię jej o tym półpaścu, żeby zastanowić się co robić. Niby lekarka, naświetla gabinet, niby wietrzy ale jakoś tak strach. W końcu babinka wróciła i zaprosiła nas do środka a my zaczęliśmy tłumaczyć, że może lepiej nie, bo gabinet wyziębiony i ten półpasiec...
Lekarka nie zrażona nalegała, tym bardziej, że drugi gabinet zamknięty, ale ostatecznie stanęło na naszym i nie weszliśmy do niej i do jej półpaśca. Chyba się obraziła, ale poszła po drugą lekarkę do drugiego gabinetu. Po jakiś pięciu minutach przyszły i kazały szybko wchodzić bo (cytuję) "Ospa idzie". Szlag...

Synku, mam nadzieję, że nic nowego nie złapałeś w tej wylęgarni bakterii, Ja wiem, że na ospę wcześniej, czy później i tak będziesz chorował, ale na razie jeszcze nie teraz. Poczekaj jeszcze ze dwa lata.


I już tak na koniec. Dzisiaj pierwszy Dzień Kobiet w historii P. Szkrab dał mamie taką małą bombonierkę w kształcie serca. To znaczy ostatecznie trzeba mu ją było siłą wyrwać, ale na pewno miał szczere chęci, żeby mamie zrobić prezent z okazji Dnia Kobiet :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kiedyś musiała być ta pierwsza choroba, ale pomyśl sobie, że w ten sposób wyrabia się odporność na przyszłość :)

Anonimowy pisze...

my półpaśca mieliśmy w domu i to kiedy Jaś miał trochę ponad dwa miesiące, na szczęście niczym się nie zaraził - al chyba lapiej, żeby ospę dostał teraz niż później, podobno im dziecko młodsze tym łagodniej przechodzi:) Życzymy powrotu do zdrowia:)