Wracam, a przynajmniej taki mam plan. Wrócić do was i nadal was męczyć. Przerwa jaka była ostatnio w blogowaniu powodowana była:
- moim lenistwem
- zmianą pracy a co za tym idzie nawałem nowych obowiązków
- (ostatnio) remontem w mieszkaniu.
Dodatkowo przy okazji postanowiłem przenieść gniazdko elektryczne i pstryczek do światła.
Zaopatrzyłem się w niezbędnik młodego destruktora czyli młotek i przecinak do betonu i przystąpiłem do demolki. Płytę rozwaliłem dosyć szybko i dosyć szybko osadziłem karton-gips szkoda tylko, że krzywo i teraz wygląda to koszmarnie przez co szlag mnie trafia. Pstryczek też udało mi się przenieść, ale i tak jutro idzie do poprawy, bo teraz jest prowizorka grożąca pożarem. Z gniazdkiem poszło mi nieco gorzej bo okazało się, że musze kuć w żelbetowej płycie, żeby móc kabelki puścić w ścianie. Jak zacząłem kuć tak po mniej więcej 4 godzinach przyszedł wkurwiony sąsiad, że mu sportu nie daje oglądać. Sąsiad mieszka pięć pięter niżej co mnie nieco zdziwiło, że słyszy i mu to przeszkadza bo w sumie osoba mieszkająca bezpośrednio pode mną nie skarżyła się. Koniec końców z sąsiadem się pokłóciłem i go wygoniłem z domu a on postraszył mnie skargą do administracji. Chwilę po tym jak wyszedł ja też się poddałem i postanowiłem nie przenosić gniazdka tym bardziej, że faktycznie robiło się już późno a praca posuwała się w żółwim tempie.
Podłączenie gniazdka spowrotem do sieci poskutkowało spaleniem trzech z czterech korków elektrycznych. Ratując resztki honoru podłączyłem ostatni działający korek tak, żeby chociaż w pozostałych gniazdkach był prąd, żeby nam lodówka się nie rozmroziła.
I tak zakończyła się sobota.
- 1 wkurwiony sąsiad,
- 3 spalone korki,
- 0 przeniesionych gniazdek,
- 1 przeniesiony włącznik światła ale do poprawy tak więc się nie liczy.
Dziś jest wtorek. Rozpierducha w domu zdaje się nie mieć końca, Udało mi się wyszlifować sufit i doprowadzić go do jako takiego wyglądu. Jutro być może uda mi się naprawić włącznik światła i rozpocznę 'drugą turę' z przenosinami gniazdka. (Nie wiem jeszcze jak, ale muszę je przenieść, brakuje mi jeszcze 20 centymetrów żelbetonu do skucia).
No cóż jestem dobrej myśli, chociaż jak tak czasem spojrzę na siebie z boku to tak jakbym widział tą czeską bajkę pt. 'Sąsiedzi', wszystko co może nawalić nawala. I tak od soboty. Miało być szybkie malowanie w jeden dzień a tymczasem już piąty trwa remont.
2 komentarze:
:) Miło Cię znowu widzieć - czytać :)
Proponuję pozyczyć/kupić gumówkę i tarczę diamentową. Troszkę kurzu ale będzie szybko i po kłopocie (jesli chodzi oczywiscie o rowek w zelbetonie).
Prześlij komentarz