piątek, 16 grudnia 2005

magazynier

Długo mnie tu nie było. Jak już pisałem i usprawiedliwiałem się, pisałem prace mgr no i przygotowywałem się do obrony. Ale teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wrócić na dobre i zająć się pisaniem.
Nic, bo wczoraj obroniłem magistra i obecnie jestem szczęśliwym człowiekiem, który już nigdy nie będzie miał żadnej sesji ani egzaminu:).
Sama obrona wyglądała śmiesznie, taka typowa 'produkcja magistrów'. Mój promotor się spóźnił i jak zobaczył ile osób ma do obrony (oprócz mnie jeszcze siedmiu studentów) to złapał się za głowę i rozpoczął swój 'wyścig z czasem'.

Wszedlem jako pierwszy i od razu jak usiadlem dostałem dwa pytania, na które miałem 30 sekund na przygotowanie ('bo przecież muszę umieć' - jak to powiedział promotor). Po tych niewyobrażalnie długich 30 sekundach, podczas których zdążyłem zapisać dwa punkty, które chciałem omówić, przeszliśmy do sprawdzenia mojej wiedzy. Trzy zdania odpowiedzi na pierwsze pytanie wystarczyły promotorowi, który stwierdził 'no widzę, że pan się orientuje proszę przejść do kolejnego pytania'. Zatkało mnie no ale co miałem zrobić zacząłem odpowiadać na drugie i znowu zanim się rozpędziłem usłyszałem, że się orientuję i żebym poprosił następną osobę.

Nie uważam, żebym odpowiadał jakoś nadzwyczajnie wspaniale, tak że po trzech zdaniach już było widać że 'umiem', ale postanowiłem się nie kłócić z promotorem i grzecznie wyszedłem po kolejną osobę.
Na korytarzu w pierwszej chwili pomyśleli, że czegoś zapomniałem i wróciłem się po to, no bo jak można obronić się w 3 minuty. Szczęki im opadły jak powiedziałem, że to JUŻ PO i żeby następny wchodził. Było nas ośmiu i obrona wszystkich trwała 30 minut. Łatwo policzyć ile czasu wychodziło na łebka.

Tak po wszystkim myślę sobie, że w sumie przecież i tak promotor wiedział, że umiemy, prace każdy napisał sam (albo przepisał z Internetu), swoje na sesjach odcierpieliśmy (niektóre sesje były wręcz niekończące się), tak więc po prostu dał nam spokój i 'załatwił' nas szybciorem bo i po co nas jeszcze stresować.

Swoją drogą taki wynalazek jak praca magisterska i jej obrona, istnieje tylko w Polsce i chyba w Rosji (ale tu nie jestem pewien). Wszędzie na świecie końcowy egzamin na ostatnim roku oznacza koniec studiów i dyplom bechelora czyli polskiego magistra. Przecież skoro uczę się przez 4 lata (w moim przypadku to było 8 lat:), zdaje kolene egzaminy udowadniając zdobytą wiedzę, to po co na końcu jeszcze taka farsa w postaci obrony pracy w większości skopiowanej z książek czy Internetu?

No ale nieważne, ważne jest to, że od wczoraj mogę dopisać przed nazwiskiem mgr inż. :) i tego wszystkim studiującym życzę, żeby jak najszybciej mogli dopisać podobny skrót :o).

KKDK (czyli Krótki Komentarz Do Komentarzy)

pure_sincerity
- nie chodzi mi o to, żeby się nie mógł rozmnażać tylko o to żeby nie rzucał. Po co go kastrować, szkoda na idiotę nożyczek (czy czego tam się do kastrowania używa).

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

...gratulacje panie magistrze!!! w takim razie czekam na więcej notek...wszystkiego dobrego... :)

Anonimowy pisze...

Napisze tylko gratulacje.

Anonimowy pisze...

wow, widzę, że u Ciebie było jakieś przepytywanie. u mnie próbowali, ale nic nie osiągnęli:D

Anonimowy pisze...

...czyli mozesz gówno robic i nieźle z tego żyć;)...

bówka obserwuje... pisze...

Hura,super,fantasticznie-Polska jest potega jesli chodzi o ilosc magistrow na 1km2.Tylko slyszalem ze duza ilosc magistrow robiaca kariere na zmywakach w Junajtet Kingdom wrocila wlasnie do Polski.